SLIDER POSTÓW

Ryu i Avar - czyli dwa przeciwieństwa, które pokochałam nad życie.

Serdecznie dziękuję za słowa otuchy i zrozumienie okazane po publikacji poprzedniego postu. Jak zwykle Moi Drodzy byliście niesamowicie serdeczni oraz Wasze słowa bardzo pomogły mi w pozbieraniu się.

Dziekuję, mając nadzieję, że tak jak do tej pory, będę mogła liczyć na tę odrobinę sympatii ;).

A teraz chciałabym odwołać się do tematu, czyli krótkiej opowieści o skrajnościach.

Mianowicie, część z Was, kojarząca mnie jak i moje pierwsze, lalkowe opowiadania sprzed (+/-) 7-9 lat wie, kim jest Avar. Dla tych, nie mających kompletnie zielonego pojęcia powiem w dużym skrócie, iż był on moją pierwszą lalką BJD - najbardziej zresztą kochaną spośród całego stada, które przez tyle lat zdołało przewinać się przez moje dłonie.

Dziś minąłby już 9 rok, jak byłby ze mną. No cóż, trochę się zmieniło.

Ale nie o tym miała być natura tego wpisu, więc pozwolę sobie wrócić do tematu głównego.

Na przestrzeni lat, gdy moje gusta lalkowe rozwijały się coraz bardziej, klarując obraz tego, co w BJD mnie pociąga, a także cech szczególnych, przykuwających moja uwagę, sprawiły, iż musiałam sprzedać Avka. I to wcale prymarnym nie był fakt marki 'przestał mi sie podobać, bo nagle stał się brzydki'. Nie, nie. Problemem zaczął być rozmiar.

Skala MSD kompletnie wypadła z mojego lalkowego obiegu, ponieważ była za mała. I nie ważne jak bardzo kochałabym swoja lalkę - Avka - po prostu nie mogłam dłużej dusić tak wyklarowanej postaci, jaką był w tak małym, chłopięcym ciałku.

Oczywiście decyzja nie zapadła od razu. Pomijam etap wątpliwości i zakupu Ryu drogą ' A co tam ,najwyżej sprzedam ', ale naprawdę ciężko było mi zwalczyć swoje koszmary. Na 'dzień dobry', pojawiła się myśl, bardzo zresztą niesforna, mówiąca :

Jeśli sprzedam lalkę, na bazie której stworzyłam historię, a przy okazji, która cieszyła mnie najbardziej - stracę sens tego hobby.


Więc się bałam. Przez długi czas po prostu bałam. Zaś strach ten przeminął dopiero w momencie, w którym mój najszczęśliwszy lalkowy spontan - Ryu, zawitał w moim domu.

I się zaczęło.

Tak się złożyło, że 'jeden drugiego pamięta', ponieważ przez krótki czas miałam ich obu. Ale posiadanie lalki w rozmairze SD, ba Ryu, który kompletnie zauroczył mnie swoim wyglądem, uświadomiło mnie w jednej kwestii: Koniec z MSD. 

Więc Avar poleciał w siną dal, do Kanady, a mi pozostały wspomnienia przekształcające się w jedną myśl, również owianą sterta niepewności:

I co teraz z jego postacią ? 

Jak zwykle strach miał jedynie wielkie oczy.

Pierwsza próba reanimacji Avara zakończyła się fiaskiem niedługo po jej rozpoczęciu. Nie obyło się bez ekscesów, o których wspominałam na poprzednim blogu, a tu je streszczę:

Musiałam zakopać lalkę na prawie jeden dzień w ogródku (w plastikowym worku i kocim żwirku), a później przez 2 tygodnie fundowałam jej kąpiel z kompresem cytrynowym, bo najzwyczajniej w świecie nowy Avar tak śmierdział papierosami, że nie dało się tego wytrzymać.

Oczywiście poprzednia właścicielka 'mieszkała w domu dla niepalących, sama też nie paliła i co najważniejsze z lalką wszystko było O.K.'.

Ech, dobrych i pobożnych ludzi się czepiam. No cóż .. posiadanie jakichkolwiek standardów to żadkość, więc tak, jestem czepialska i dobrze mi z tym.

Gdy doprowadziłam już lalkę do stanu używalności .. to nie było 'to'. Nie czułam go jako postaci. Moj SWITCH'owy Ryun R, był .. taki nijaki, kompletnie bez wyrazu.

Oczywiście pożegnałam się z nim bardzo szybko, a sparzona koncepcja 'Dużego Avara' została odesłana w bezpieczne, ciemne zakamarki mojego umysłu.

Co  było dalej ?


W zasadzie długo, długo nic, aż do momentu sprzed kilku miesięcy, gdzie to myśli o Avarze stały się codziennością.

Kobieta to takie fajne stworzenie. Jeśli czuje się kochana i bezpieczna, rozkwita niczym kwiat, promienieje, a jej najpiękniejszą ozdobą jest szczery, pochodzący z głębi serca uśmiech.

Tak więc i ja rozkwitłam, znów zaczęłam się śmiać to i myśli o starej, ukochanej lalce powróciły ;).
Zastanawiałam się nawet, czy jest to w ogóle możliwe, by Ryu został pominięty, w jakiś sposób zapomniany, gdybym miała znów Avka i powiem Wam jedno - ABSOLUTNIE NIE.

Wręcz przeciwnie. Zdążyłam natworzyć już stos historii, a w zasadzie rozwinąć jedną, konkretną, gdzie pogodziłam wszystkie swoje postaci (ciesze się z niej jak małe dziecko z zabawki), więc niemożliwym jest, by było inaczej.

Spoglądam teraz na leżąca, pozbawioną chwilowo ciała głowę Ryu i myślę:

'Jeszcze trochę i dostaniesz ciało, będzie z nami Twoja siostra, a ja będę mogła jeszcze więcej czerpać przyjemności z tego hobby. Już nie moge się doczekać! '


Tak też jest. W życiu lalkarza nie liczą się lalki na kilogramy, jeśli wkłada odrobinę serca w swoje hobby. Patrząc na to, jak staram się prezentować mojego Ryuśka, wiem, że jestem dobrym ownerem.

- Auntie Ila.

Komentarze

  1. Ciekawa historia. Nie spotkałam się dotąd z zabiegiem zakopywania i nawet nie miałam pojęcia, że żywica może przesiąknąć dymem. Ja sama nie palę, a mój Aki-chan wciąż pachnie sobą. Ja od zawsze wiedziałam, że chcę SD, a nawet SD+, może kiedyś mi się to zmieni. Nigdy nie mówię nigdy. Zmienił mi się za to gust jeśli chodzi o niektóre firmy. Kiedyś uważałam Ringdolle za śliczne, dziś są dla mnie bez charakteru. Już wiem, że moja kolejna lalka będzie z firmy, którą dotąd omijałam, a do której niedawno zapałałam wielkim entuzjazmem. :) W mojej głowie już wyklarowała się postać i wiem, że model inny od upatrzonego nie spełniłby moich oczekiwań. Świetnie to ujęłaś - nie liczą się lalki na kilogramy. Kiedy wkładamy w to serce, wtedy dopiero czerpiemy z hobby przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak historia bardzo ciekawa i pouczająca. Chodziło o proces lepszego wchłonięcia smrodu, dlatego posunęłam się aż tak daleko, ponieważ lalka śmierdziała jak z fabryki tytoniu. Cuda z nia wyprawiałam, ale dzięki temu nauczyłam się kilku nowych rzeczy, więc wszelkie 'żywicowe zapachy' czy odbarwienia nie są już dla mnie problemem.

      Lalka pachnąca lalką to znak, że właściciel o nią dba ;), zaś co do zmieniających się gustów, owszem różnie bywało. Ale najważniejsze to w końcu znaleźć coś, co sprawi, że będziemy szczęśliwi. Właśnie taką 'omijaną lalką' była np. Moja Narae, która podobnie jak wspomniany 'Avar 2.0' dorobiła się historii rodem z kryminału. Ech, co za czasy.

      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Pięknie opisane :)
    Przypomniałas mi przy okazji historie że " śmierdziuszkiem^^""
    A co do postu - myślę że ja mam odwrotnie. SD to dla mnie taki ogrom, zbyt duża lalka
    Kocham twojego Ryu, ale myślę, że ciężko byłoby mi się dogadać z tak dużym lalkiem.
    Za to msd to dla mnie idealna wielkość, taka poręczna - mogę go zabrać nawet do torebki czy plecaka.
    Ale są gusta i gusciki, ja mam nadzieję, że jeszcze u Ciebie kiedyś Avar zawita <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zawita, zawita ^^. Nawet już wiem (po tylu próbach) jaki model zostanie Avarem i naprawdę nie mogę się doczekać. To jedna z dwóch wyczekiwanych przezemnie BJD.

      To się pewnie uśmiałaś na wspomnienie o mojej 'farsie ze szpadlem'.

      Dziękuję za 'kochanie' Ryuśka i kibicowanie Avarowi.

      Dla mnie MSD tak jak opisałam w pośscie są za małe, jednak rozumiem Twoje podejście. Znam nawet osoby dla których MSD to za dużo. Jednym słowem - gusta i guściki.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za poświęcony mi czas ;)!