SLIDER POSTÓW

Celina, Chlor i MNF Rens - Zakochałam się.

Nim przejdę do meritum sprawy, powiem, że ponowna nauka obsługi myszki komputerowej przede mną!

Zdaję sobie sprawę jak to zabrzmiało, ale fakt faktem dziś odebrałam nowego ,,szczura" i jakoś nie moge się nadziwić, ponieważ otworzenie nowej karty wymaga jedynie... kliknięcia rolką.

Przez kilka miesięcy używałam do tego celu PPM, a tu nagle powróciła świadomość o magicznej rolce.

Z czasem przyzwyczaiłam się do tej funkcji, ale gdy już biedna panna Croft nie mogła strzelać płonącymi strzałami (później zmieniłam klawisz odpowiedzialny za celowanie), powiedziałam twarde, stanowcze NIE.

Kontynuując i zarazem kończąc wyjaśnienia w dobie wstępu, przywitam się: Witajcie.

Zatem  teraz opowiem o co tak naprawdę z MNF Rens chodzi, a przede wszystkim, dlaczego mold ten wpadł mi tak bardzo w oko.

Ja i MNF, w ogóle MSD to temat rzeka. Równie głęboki jak poważne ludzkie dylematy marki: Avocado to owoc, czy warzywo? Albo: Co było pierwsze - kura, jajko czy może Chuck Norris? Jak widać sprawa jest poważna.

Siedzę już w tym hobby od 13 lat, więc od mniej wiecej tylu, dumam nad sensem posiadania skali mniejszej, niż 1:3. Efekty tego były różnorakie do czasu, gdy pojawił się Ryu. Jak powszechnie wiadomo, kilka miesięcy później pożegnałam się z Avarem, a reszta poszła już gładko.

Oczywiście mogę teraz wyprowadzić cały monolog za i przeciw, ale wtedy byłam zbyt przekonana o słuszłności swojego wyboru, by podważyć go czymkolwiek.

Minęły kolejne lata, gdzie coś jednak ciągnęło mnie w stronę MSD, a konkretniej MNF. Kiedyś usłyszałam taką sentencję: ,,MNF to takie cholerstwo, że jak się raz wciągniesz, to już z niego nie wyjdziesz. Będzie Cię ciągnęło cały czas. Dlatego jak masz okazję, omijaj je, bo przepadniesz."

Były to jedne z najbardziej proroczych słów w moim życiu. Dziś, patrząc na szereg byłych lalek w mojej kolekcji, podpiszę się pod tym zdaniem w 100, a nawet 214%.

Naprawdę wystarczy jedna, jedna jedyna. Są jak wirus, ba od razu jak zmutowany wirus! W moim przypadku zaczęło się od Marcii. Po dziś dzień cierpię na ,,Marciozę", godząc się z faktem, że to choroba nieuleczalna. Po prostu nauczyłam się z nią żyć.

I tak wertując nie raz Flickr'a, stronę Fairyland'u, masę blogów zakopanych w odmętach internetu oraz różnych cudów na kiju, trafiłam w 2010 roku na MNF Chloe, wydaną razem z MNF Kyle'm ( Dodam jeszcze tylko, że w trakcie zimowego eventu FL'a, zrobionego w 2010 można było zgarnąc jej głowę w wersji ,,Sleeping Vampire Elf Chloe").


                                                                  - MNF Chloe, żródło: https://dollfairyland.com/index.php

Mold ten nie zrobił na mnie żadego wrażenia, a internet oszalał na jej punkcie. Nie powiem, że jest brzydka, gdyż nie jest. Jednak to model nie do końca w moim guście. Nie lubię azjatyckich, mangowych rysów połączonych z wydymanymi, rozwartymi w lekki dzióbek ustami ( widać to z  półprofilu). Zwężający się u nasady nosek również do mnie nie przemawiał. Zaś wielkie jak 5zł oczy, po prostu nie pasowały do całości postaci.

Uważam Chloe za jeden z najtrudniejszych modeli z lini MNF, ponieważ bardzo łatwo zrobić z niej ,,kolejną oryginalną, jedyna i niepowtarzalną" cycatkę, odzianą w koronki albo to, co aktualnie wygrzebała na śmietniku.

Co prawda nie jest aż tak trudna w wykrzesaniu czegoś oryginalnego jak np. Narae Classic 43 Butterfly, ale to wciąż niesamowity potencjał, umierający często z racji powszechności modelu, a dwa, nijakiej stylizacji w jakimś stylu danego ownera.

Myślę, iż sama miałabym z nią problem, ale uważam też, że gdzieś w przyszłości może być dla mnie interesującym wyzwaniem. Dodatkowo na jej plus przemawia bycie - w moim odczuciu - jedną z lalek, stanowiących filary kultury BJD. Co by nie powiedzieć, MNF Chloe należy do najbardziej rozpoznawalych modeli.

Kolejną lalką nim opisze tę właściwą, jest wydana w 2013 roku MNF Celine.

                                                                                     
                                                                - MNF Celine, żródło: https://dollfairyland.com/index.php

Z dwojga złego, nie wiem powszechność której jest gorsza. O ile jak wspomniałam, Chloe jest trudna, a przez odlewy zalała rynek, tak Celine budzi we mnie tyllko negatywne odczucia, będąc jednocześnie ,,bjd'kowym tsunami" (jest jeszcze powszechniejsza niż Chloe). Do cech Chloe dodano najgorszą dla mnie rzecz w lalkowym wizerunku: zęby. Niecierpię lalek z wystającymi zębami, a tych o ,,zblazowanym spojrzeniu spaniela" - podwójnie.

Przyczym zaznaczę, nie uważam jej za brzydką. To tak jak z kobiecymi typami urody - ktoś doceni piegi, a komuś spodoba się lekko garbaty nos.

Jednak Celina co by nie zrobiła, nigdy nie zawita w mojej kolekcji. Ciężko też znaleźć ją porządnie wystylizowaną, odwracającą uwagę od wspomnianych wad, przewrotnie będących dla reszty niezwłocznymi atutami. Wszakże właśnie za te zęby, za ten przyklejony, napięty ,,do dzióbka" nos i cukierkowe oczy pokochał ją cały internet.

Trochę się nie dziwie. MNF Celine to również filar Świata BJD.

Obie panny można zakupić osadzone na ciałku ,,A-line", a w starszych wersjach również na ,,B-lnie" (Niestety dostępnym już tylko z drugiej ręki).

Skoro opisałam przygodę z myszką oraz dwie ,,lalki wstępne", najwyższy czas na tę właściwą. Przed państwem... MNF Rens, wydana w 2018 roku (nie jestem w stanie powiedzieć, czy miesiąc, czy dwa temu, ale niedawno).


                                                                  - MNF Rens, żródło: https://dollfairyland.com/index.php

Jest idealna... Po tych wszystkich latach modlenia się skrycie o stworzenie moldu odpowiadającego mi na jedną z postaci bardziej, niż Marcia, dobry Bogu spełnił moje prośby. Rens ma idealnie wyprofilowaną twarz, genialne oczy (nie za duże, nie za małe, tak bardzo perfekcyjnie, w sam raz!), cudowny, delikatny nosek, a co ważniejsze - wąską górną wargę. Gdy ją tylko zobaczyłam było dosłownie: Wow, to jest to!
A najśmieszniejszym jest jej pochodzenie. Oglądając głowy Celine i Chloe bez makijażu, można dojść do wniosku, iż Rens jest hybrydą owych panien, co nie ukrywam, bawi mnie i to bardzo.

Gdyby tylko udało się dorwać ją w white skinie, albo jeszcze lepiej, na Moe-line z cute bustem...

W tym momencie wkradła się nutka nostalgii: Znalazła się Ila, ale Avara już nie ma.

Czy to dobrze? Czy źle? Na ten moment sama nie wiem, lecz jestem pewna, że Rens jest moim nowym, MNF'kowym numerem jeden.

- Ila.